środa, 12 czerwca 2013

Dharma i drama

Myślę sobie, że całkiem zabawna jest niewielka różnica między słowem Dharma i Drama. Tak zwany fikuśny pas werbalnego pogranicza, w którym "hinduizm" czy buddyzm spotyka zachodni teatr. Granica pomiędzy uduchowionym wschodem, a steatralizowanym zachodem - Neorzymem. Tak materialistycznym i w tej swojej materii - zupełnie nierzeczywistym. Po Grecji zostały chyba tylko sandały a dług wdzięczności, spłacamy do dziś (z rezerwy walutowej).

Czekając w banku po odbiór karty, zostawionej w bankomacie, przeczytałem niewsa z tablicy LCD.
Oto w jakimś zachodnim, prestiżowym piśmie "amerykańscy naukowcy" ogłosili, że życie na ziemi, mogło powstać za sprawą komety. Przywiązanie do słów i materii, jako jedynego wymiaru egzystencji, to jakiś rodzaj zbyt głębokiej nieświadomości. Może i w tym jest jakaś wolność - ale niech nie będzie autorytatywną... Przypomina mi się S.Hawking, mimo deklarowanego ateizmu, chodzący raz w miesiącu do kościoła.

Może komuś wydaje się, że ewolucja obejmuje płaszczyzny werbalną i fizyczną. Mi wydaje się jednak, a piszę, że wydaje się, z czystej grzeczności. To wiedza... Zatem wiem, że Prawdziwa Przemiana jest niewerbalna i niefizyczna. To świadomość jedności. Pewność jedności wynikająca ze świadomości istnienia absolutu, w nas i po za nami, poszukiwanie go, porzucenie przywiązania do materii, porzucenia słowa jako medium myślenia, uczucie nieskończonej miłości i jedność.

                 Jedność. Po długiej drodze z dramy, do świadomości dharmy. Samsara XXI wieku?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz